XXIX Mistrzostwa OJK "PEGAZ" – relacja
Ulewne deszcze, które towarzyszyły nam przez większą cześć maja 2010r. jeszcze na tydzień przed planowaną datą klubowych mistrzostw stawiały je pod wielkim znakiem zapytania. Na kila dni przed zawodami pogoda jednak odpuściła i w czwartek ostatecznie zapadła decyzja „nie zmieniamy terminu”. Przygotowania ruszyły już co prawda wcześniej, ale i tak do ostatnich godzin w klubie trwała gorączkowa krzątanina. Jak zawsze towarzyszyło temu niemałe zamieszanie i kupa śmiechu, a dodatkowo tego roku goście filmowcy.
Koniec końców chyba wszystkie zaplanowane prace zostały zrealizowane (a jeśli nawet nie to…. cicho sza ) banery sponsorów rozwieszone, skompletowane nagrody i puchary. W sobotnie przedpołudnie pozostała jeszcze tylko kosmetyka czyli „wygładzanie” ujeżdżalni i OJK PEGAZ w przedniej formie, w rytm muzyki, którą zapewnił nam zwyczajowo niezawodny Krynio, mógł odmeldować gotowość do rozpoczęcia swoich XXIX mistrzostw.
W sobotnie popołudnie klubowicze sprawdzali się w konkursach ujeżdżeniowych. Tego roku przyszło im zmierzyć się z programami L-10 i dość ambitnie z P-9. Klasa L była dość licznie obsadzona, sędziowie zaś podeszli do tematu bardzo profesjonalnie no i co poniektórzy zrozumieli dlaczego jest to ta bardziej nudna dyscyplina jeździecka .
Konkurs P-9 z jedynie czterema przejazdami poszedł już dość sprawnie i przed kolacją mieliśmy pierwszych zwycięzców.
Niedzielny ranek 30 maja 2010r. nad Dłubią budził się wyjątkowo słonecznie. Rzadko w którą niedzielę od tak wczesnych godzin rannych w klubie trwa krzątanina.. Robota paliła się w rękach, oczywiście najprzyjemniejsze było ustawianie pucharów i nagród w ogródku. Tego roku były one wyjątkowe bo zwycięzcy otrzymać mieli m.in. obrazy autorstwa Natalii i Justyny. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy jakie mamy w stajni talenty!!!
Jako pierwsza z gości dociera niedawna jeszcze nasza klubowiczka Karola z młodym Kirgizem. Tego dnia pierwszy raz wystąpi na parcourrze nie w barwach PEGAZA (choć na czapraku Kirgiza znajomy konik ze skrzydłami). Gdy Kirgiz ze spokojem rozgaszcza się na stanowisku pod wiatką i poznaje teren , docierają kolejni goście. Ogromnym samochodem który zręcznie manewruje na wąskim wjeździe dociera TABUN. To stali bywalcy imprez przy ul. Łowińskiego, więc sprawnie rozładowują się i lokują na wyznaczonych stanowiskach. Za kilka chwil zameldują się jeszcze przybyłe rajdem dwa konie z pobliskich Węgrzc i jesteśmy już prawie w komplecie. Krótko po tym co prawda jeden z przybyłych rajdem koni stwierdziwszy pewnie, iż nie jest koniem skokowym nie czekając na swój konkurs, zdecyduje się na samotny ale zdecydowany powrót do domu czym narobi trochę zamieszania i koniec końców postawi na swoim.
Po uroczystej prezentacji ekip , przedstawieniu sędziów i powitaniu uczestników zaczynają się zmagania. Rozpoczynają je zwyczajowo najmłodsi adepci jeździectwa konkursem tatarskim. Emocji było tu co niemiara, a startujące koleżanki pogodził jedyny mężczyzna w grupie -Tomek. W następnym konkursie kucy małych Merino z niekłamanym wdziękiem zręcznie wyeliminował jedyne dwie zawodniczki i tym samym konkurs ten nie wyłonił zwycięzców.
Kuce duże to już nie były przelewki. Małe zdziwienie mogło spowodować pojawienie się w tej konkurencji na starcie Armadyny, ale wystarczyło spojrzeć na dosiadającą ja zawodniczkę by zrozumieć. Wszak Weronika jeszcze niedawno dosiadała Merka. Uczciwie też , biorąc pod uwagę, iż trudno Niunię zaliczyć do kucy (nawet tych dużych), zostały na czas jej przejazdu podniesione niektóre przeszkody. Armadyna jednak jak można było się spodziewać stanęła na wysokości zadania – ostrożnie pokonała parcour pod młodziutką zawodniczką bezpiecznie dowożąc ją do mety.
No i zbliżamy się do kluczowych konkurencji. Dość mocno obsadzony konkurs LL i nieco mniej liczna L przyniosły wiele wrażeń. Były debiuty i niesamowite loty, upadki i godne najlepszego akrobaty powroty w siodło. Karola wierna tradycji efektownie i uparcie wybijała nam dziury w klubowym parcourze. W LL gorące brawa otrzymała Sara, która zacięcie uczepiona chyba tylko ona wie czego powróciła w siodło Visa, choć niejeden widział ją już na ziemi. I tak XXIX mistrzostwa mijały w sportowym duchu i radosnej atmosferze pod bezchmurnym niebem. Niestety jak miało okazać się do czasu.
Gdy nadeszła kolej na koronny konkurs klasy L wszyscy dobrze wiedzieli że nie będą to już przelewki. Dragi powędrowały na budzące respekt wysokości, oksery nabrały objętości. Niestety w tym też czasie na parcourrze poza zawodnikami pojawiły się pierwsze krople deszczu. Burza która za chwile rozpęta się nad okolicą namiesza trochę w organizacji zawodów. Ale ponieważ koniarze są twardzi to byle deszcz ich do stajni nie zgania i jak na razie konkurs trwa . Marta nie zdając sobie chyba sprawy co robi jako jedna z dwóch zaliczyła swój pierwszy bezbłędny przejazd w L (i zwala teraz na Legiona ze to on się nakręcił:-) ). Karolina uparcie za tą samą przeszkoda co w LL wybija dziury w trawie a Natala z Wolantem dosłownie zmiatają większość przeszkód zapewniając zdrowy ruch obsłudze parcouru. Koniec końców do rozgrywki o pierwsze m-ce kwalifikują się Marta i Grażynka. Deszcz, a właściwie już ulewa zwycięża nie tylko aparaturę nagłaśniająca, ale też przerywa zawody i zmusza jeźdźców do schronienia w stajni. Mamy oberwanie chmury – pojawia się więc lekki niepokój – czy uda się dokończyć zawody???
Małe zamieszanie każdy szuka kawałku dachu pod którym można przeczekać w miarę suchym. No prawie każdy – na rozprężalni pozostają Paulina na Jaskierze i Arek na Riwerze cóż są twardzi i twardziele A co ze ślicznymi nagrodami !!! Czy puchary mamy już pełne deszczówki? Jak oleje i pastele zniosły prysznic? Na szczęście ktoś przytomnie rozpoczął ich ewakuacje do świetlicy. Może wyglądają tam mniej malowniczo i jakby wkradł się w nie chaos ale przynajmniej są w miarę suche.
Była to prawdziwie majowa burza – obfita, ale nie za długa, więc w miarę szybko można było dokończyć zawody. Po rozgrywce klasy L nadeszła kolej na budzący najwięcej emocji konkurs oldboyów. Niestety w międzyczasie wyzionęła ostatecznie duch skutecznie zalana aparatura nagłaśniająca. Jednak w tej konkurencji emocje są tak wielkie, a doping tak głośny że właściwie nikt nie zauważał braku muzyki. Tego roku Misiu nie dał cienia szansy rywalom. Pokonał ich zresztą chyba już rano swoim luzem i siłą spokoju a tu na parkurze wraz z Jaskierem tylko w wielkim stylu postawili kropkę nad „i”.
I tak dotarliśmy do finału XXIX Mistrzostw OJK Pegaz. Pozostało już tylko to co najprzyjemniejsze dekoracje, wręczanie nagród no i rundy honorowe. Bez nagłośnienia i muzyki może ciut mniej barwn,e ale pełne uśmiechów i roziskrzonych oczu dumnych zwycięzców.
A potem kiedy już ucichł gwar, konie już rozsiodłano, odjechali goście, zapełniła się klubowa świetlica. I już snują się wspomnienia z dopiero co zakończonych mistrzostw, wznoszone są za mistrzów toasty, i już planujemy te kolejne, jakże ważne bo jubileuszowe XXX Mistrzostwa OJK Pegaz. Teraz już nikomu nie przeszkadza to ze znowu z nieba kapie. A ze OJK Pegaz ma nie tylko zdolnych jeźdźców, ale i wytrawnych tancerzy to i zabawa jest przednia. W miłym towarzystwie czas szybko upływa i niewiadomo kiedy wybija północ. Wierni klubowej tradycji odśpiewamy więc Amaranty i wzniesiemy toast za „zdrowie konia” i chyba teraz to na prawdę już pora uznać XXIX Mistrzostwa za zamknięte .